OKEE (czyt. Okii) sięga 1987 r. jest to dokładnie rok mojego urodzenia, gdy moja mama postanowiła żyć na własny rachunek.
Etapy firmy to bardzo długa historia, być może kiedyś opowiem coś więcej o sprzedaży detalicznej, hurtowej, produkcji własnej i na zlecenie, o sprzedaży w Polsce i za granicą. O tysiącach wzlotów, bolesnych upadkach, podnoszeniu się z kolan, o kolejnych kryzysach i jeszcze piękniejszych wzlotach.
Jak się to zaczęło u mnie?
Po szkole zwykle dzieci idą do domu, u nas było inaczej, razem z mamą i bratem szliśmy do pracowni. Furkot maszyn, drzemki na wielkich belach materiałów pod stołem krojczym były dla nas czymś zupełnie normalnym, odkąd sięgam pamięcią nasza rodzina funkcjonowała w taki właśnie, szalony, dla wielu dziwny, dla nas własny sposób na fajne życie.
Jako dorosła dziewczyna po studiach postanowiłam wyrwać się do lepszego świata, przyciągnął mnie świat łódzkich korporacji, nowi ludzie, tłumy znajomych, wielkie plany, podróże, marzenia. Wspaniały, nowy początek, kariera, coraz lepsze pieniądze. Po chwili poczułam, że to niekoniecznie moje miejsce, coś zaczęło uwierać, coraz mocniej drapać, aż w końcu brak sprawczości, sensu, brak większego celu stało się nie do zniesienia.
Marzenia o czymś wielkim, o życiu na własnych warunkach, chęć bycia dla innych sprawiły, że postanowiłam wrócić i przedłużyć rodzinny biznes. Marzyłam o dawaniu energii, o kolorowych ubraniach w które będę ubierać kobiety. Przepiękna energia, moc kolorów, uśmiech na twarzach tysięcy kobiet, z tym właśnie pojechałam po pierwsze metry kolorów.
Trudne początki…
Wielki cel, wyobrażenie o idealnym biznesie, sklepie internetowym, który przecież wystarczy postawić, o klientkach, które same przyjdą i zostaną na zawsze, o tym jakie to proste.
Niestety rzeczywistość szybko zweryfikowała marzenia i niczym kubeł zimnej wody na głowę sprowadziła na ziemię. Pierwsze próby sprzedania produktów na platformach typu Dawanda totalny niewypał, praca na etacie, tworzenie projektów po nocach, krojenie, pakowanie i totalny brak sprzedaży. Wyczerpanie, rezygnacja, totalna klapa.
16.04.2018. Dzień narodzin mojego SYNA i DECYZJA IDĘ DALEJ. Nie wiem nic o macierzyństwie, nie wiem nic o biznesie. Nie mam pojęcia o mediach społecznościowych, okazuje się ze scrollowanie zdjęć znajomych na niewiele się zdaje, nie wiem nic o reklamie, nie wiem jak nakarmić moje dziecko, nie wiem nic o sprzedaży, za chwilę przyjdzie położna, nie wiem nic o biznesie w sieci, nie wiem jak wygląda moja grupa docelowa, zastanawiam się czy kupiłam dobre pieluchy, nie mam pojęcia o pozycjonowaniu, o słowach kluczowych, jedną ręką bujam wózek drugą otwieram kompa, próbuję przeczytać co to Google Ads. Nie śpię, wrzucam kolejne produkty na stronę, fanpage, trzeba wrzucać posty! Zaprosić znajomych, żeby polubili, polubiają i NIC. Jedyny ratunek to płatna reklama, przypalam wodę na herbatę i przepalam kolejny budżet na reklamę, o której nie mam bladego pojęcia. Mam wrażenie, że wszystko robię źle. Sprzedaż nadal równa się NIC.
Kolejny kubeł lodowatej wody na łeb.
Kolejna decyzja. Idę na kurs reklamy. 1600 zł kwota zabójcza. Siedzę na kursie, co jakiś czas dowożą mi dziecko na karmienie. Będzie dobrze...
Pierwsze małe sukcesy
7.09.2018. Sprzedaję PIERWSZY PRODUKT w swoim WŁASNYM sklepie internetowym OKEE.COM.PL W końcu! Machina ruszyła, to były moje pierwsze słowa. Wzruszenie mojej mamy, nareszcie coś zaczyna się dziać.
Nie mam w co spakować bluzy, jadę 25 km po pudełko do Ikei, drukuję metkę, żeby wyglądała profesjonalnie, drukowałam ją wkoło dosłownie cały dzień. Jadę kolejne 10 km, żeby wsadzić paczkę do paczkomatu. Radość, wzruszenie i widok światełka w tunelu.
Nie potrafię powiedzieć skąd ta MOC. Brak efektów, bycie designerką, krojczą, prasowaczką, pakowaczką, księgową, obsługą klienta, kurierem, marketingowcem, fotografem i MAMĄ malutkiego dziecka. Wszystko zamknięte w jednej zagubionej osobie.
Znalazłam niszę na rynku
Jako matka karmiąca odczuwałam braki na rynku. Ubrania do karmienia były nudne jak flaki z olejem, do tego mało praktyczne, zwykle jednokolorowe, co chwile trzeba było prać.
Szyjemy kolekcję bluz do karmienia! Moje umiejętności marketingowe szkoliłam z nocy na noc, szło mi coraz lepiej. Malutka kuleczka śnieżna drgnęła.
Pojechałyśmy po pierwsze metry materiałów, z sześcioma tysiącami złotych uzbieranymi w skarpecie, z podniesioną głową, że nareszcie kupimy więcej, wchodzimy do drukarni, prosimy o 10 wzorów po kilka metrów na odszycie kolekcji spotykamy się z szyderczym śmiechem 😊 6 tysięcy? 10 wzorów? Co panie zrobią z taka ilością towaru?
Szyjemy kolekcję, brakuje metrów na całą rozmiarówkę. Pierwsza profesjonalną sesję mamy już za sobą, więc na kolejną już nie wystarcza, zdjęcia robię telefonem na sobie, przyjaciółce i naszych dzieciach.
Nie poddajemy się!
Coraz bliżej celu
2019. OKEE zaczyna żyć. Mała śnieżna kuleczka zamienia się w średniej wielkości kulkę śnieżną.
Mamy za sobą profesjonalną sesję zdjęciową, jest ich coraz więcej, nasze rzeczy prezentują się coraz piękniej. Odszywamy pierwsze kurtki, wszystkie pieniądze inwestujemy w kolejne materiały i projekty. I tak bardzo powoli stajemy się coraz bardziej rozpoznawalni na rynku. Klientki doceniają nas za obsługę i otwartość, a my widzimy, jak kula napędza się coraz szybciej i jest coraz większa.
2020. Czujemy, że nasze produkty są potrzebne i poszukiwane. Coraz więcej klientek nas kocha, wracają, doceniają, ufają, kibicują, chcą rozwoju naszej marki tak samo jak my, pragną naszych produktów. Inwestujemy w kolejne materiały, sesje zdjęciowe, a nasza marka coraz piękniej żyje w sieci. Szyjemy zarówno ubrania dla mam jak i rzeczy klasycznych, wszystko w kolorach, w idei mocy, energii i siły.
2021. Nigdy nie przypuszczałam, że OKEE nabierze takiego rozpędu. Nie nadążamy z produkcją, pojawiają się nowe problemy, wyzwania produkcyjne, klientki chcą więcej, a my nie wierzymy w to co się dzieje
2022. Kryzysy, inflacja, wojna, nowe niełady uczą. Kubły zimnej wody znów wylane na łeb. Układamy biznes na nowo, nadal jesteśmy z naszymi klientami, nasza grupa na FB żyje i staje się coraz liczniejsza, klientki są z nami, dają nam moc, energię. Rośniemy!
Sesja w Hiszpanii, Tajlandii. Chwilo trwaj!
OKEE – moje drugie dziecko
Idę ulicą i widzę dziewczyny w moich projektach. Zimowe futerka, coraz więcej żuków. Na szarej ulicy gdzieś tam zaświeci się magia.
Miliony godzin, masa zdarzeń, długa droga.
W kwietniu 4te urodziny, MÓJ SYN i jego bliźniak OKEE kończą 4 lata.
Usiądziemy do stołu i jeszcze raz opowiem naszą historię
O braku sprzedaży, rodzinie, nauce macierzyństwa, o tysiącu nieudanych prób, cierpliwości, nadziei, o całym dobru, które wysyłane w świat wraca do nas ze zdwojoną siłą.
O sukcesie, odwadze, o planach na przyszłość, o marzeniach,
O tym, że nam się NIE UDAŁO.
O tym, że dajemy z siebie 1000 %
O tym, że na sukces pracujesz Ty, efekty są składową Twoich decyzji, nic NIE UDAJE się samo.
kontakt:
Formularz kontaktowy